Elwira znała swoją wartość. Jak żadna inna potrafiła wdzięczyć się przed gospodynią, zaskarbiając sobie tym samym jej łaski. Nie mówiąc o okruchach z pańskiego stołu, które ceniła sobie zwłaszcza jako drugie śniadanie.
Nigdy nie była typem kury kanapowej. Wszędzie było jej pełno, Kurza Matula nazywała ją żywym srebrem. Uwielbiała święta, szczególnie upodobała sobie Wielkanoc, kiedy to do gospodarzy przyjeżdżali mili goście. Obserwowała ich wtedy zza krzaka jałowca z szeroko otwartym dziobem i jeszcze szerzej otwartymi oczami. Marzyła o dalekich podróżach, jej celem były Indie, gdzie chciała spróbować swoich sił w train-surfingu. Czytała o tym kiedyś w "Przyjaciółce". Szukała dogodnej okazji aby korzystając z nieuwagi gości zapakować się do ich torby podróżnej i wyruszyć w nieznane. Na tę okoliczność miała spakowany plecak, którego główną zawartość stanowiły sucharki. Jak do tej pory nie zdobyła się na ten krok. Może w tym roku się uda i Elwira opuści zaściankowe gospodarstwo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz