Czy nie wspominałam ostatnio, że grudzień będzie w
dechę?
Szczerze mówiąc miałam na myśli cały ten przedświąteczny
klimat, na który składa się szycie choinkowych ozdób, pieczenie pierników,
jarmarki bożonarodzeniowe, pierwszy prawdziwy śnieg (bo tego błota co padało z
nieba w listopadzie śniegiem nazwać nie można) i masa innych przyjemnych
rytuałów.
I co? Ledwo się grudzień rozpoczął, a tu petarda.
Rita Michelle do mnie napisała. Nie znam człowieka, ale co tam, przeczytać wiadomość można.
Mail zaczyna się od smutnej informacji - mąż pani Rity
zginął w wypadku samochodowym. No nieciekawie. Ale, ale!:
„Kiedy mój mąż żyje on złożony sumę € 2.700.000.00 (dwa
miliony 700 tysięcy euro ) w banku. Potrzebuję kogoś bardzo uczciwy i pobożny i
organizacji , które mogą korzystać z tych środków na dzieło Boże. Mój zmarły
mąż uczył, że fundusz ten powinien być stosowany w celach charytatywnych,
takich jak budowanie szkół ,domów sierocińców, szpitali itp.”
Bez dwóch zdań, Rita miała nosa do kogo napisać.
Wystarczy, że odeślę maila z podstawowymi
informacjami o swojej skromnej osobie, a Rita poda jej „kontakt wraz z Bankiem” .
Wystawi również „list organu, który pokaże aktualny beneficjenta tych środków”.
Nie ma tylko pewności, czy po otrzymaniu przelewu nie odezwie
się we mnie próżna i zła natura. Może zdarzyć się, że tylko część kwoty
zostanie przeznaczona na cele charytatywne, za to Ryś dowie się co kryje się
pod hasłem „święta na bogato”.
I tak oto grudzień rozpoczął się zagwozdką. Pewnie
jeszcze długo przyjdzie mi się głowić, czy wrzucić w hipermarkecie kaszę, makaron i
konserwy rybne do koszyka oblężonego przez harcerzy, czy dzięki pokaźnemu
zastrzykowi gotówki budować od razu szpitale i sierocińce.
P.S. Recenzja ośrodka wypoczynkowego ze zdjęcia poniżej już wkrótce - o ile mają tam wi-fi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz